niedziela, 28 grudnia 2014

Śnieżka zimą

Pierwszy (w okolicach Świąt Bożego Narodzenia!) tej zimy w Polsce śnieg, postanowił ominąć Wrocław, dlatego w jego poszukiwaniu postanowiliśmy wybrać się na jednodniowy wypad w Karkonosze. Wybieramy ambitną trasę o długości ponad 20 km.Wystartować chcemy z Białego Jaru, przez Sowią Przełęcz, Czarną Kopę, wejść na Śnieżkę. Następnie zejść szlakiem schronisk: Dom Śląski, Strzecha Akademicka, Samotnia oraz przez Polanę w Karkonoszach z powrotem do Białego Jaru. Trasa ta ostatecznie uległa skróceniu o połowę, ale jak powiedziałby pan Bogusław Wołoszański - nie uprzedzajmy faktów.

W sobotę wieczorem pakujemy do plecaków cały ekwipunek i do łóżek ... Po 5 minutach alarm budzika wyrywa ze snu, oznajmiając godzinę 4 rano. Szybkie przestawienie go o 30 minut i łapiemy jeszcze pół godziny snu. O 4.30 na dobre wstajemy, pakujemy termosy z herbatą, kanapki, czekoladę i wsiadamy do auta. Trasa Wrocław - Karpacz jest o tej porze szybka, łatwa i przyjemna. Około godziny 7 meldujemy się na parkingu przy Białym Jarze. Wbrew prognozie pogody, zaczyna padać mokry śnieg, chwilę siedzimy w aucie zastanawiając się nad wyborem drogi. Ostatecznie odpuszczamy trasę przez Sowią Przełęcz, przewidując, że szlak może nie być przetarty. Dlatego postanawiamy wyjść przez Polanę w Karkonoszach, a na górze zastanowić się nad trasą zejścia.
Ruszamy zielonym szlakiem, w górę chodnikami Karpacza, a po 20 minutach wchodzimy w las na Rozdrożu Łomnickim. Następnie 40 minut wędrujemy malowniczym szlakiem wśród choinek do Polany w Karkonoszach. Jak zwykle na początku przy podejściu łapie zadyszka, ale po chwili organizm przyzwyczaja się i bardzo przyjemnie maszeruje się wśród wirujących płatków śniegu.

Schrosnisko PTTK Samotnia
Rozdroże szlaków
Z Polany, niebieskim szlakiem, mamy jeszcze ok 45 minut do Schroniska Samotnia, przyjemną drogą transportową. Trzeba pamiętać, że odcinek od Domku Myśliwskiego do Samotni jest w zimie zamknięty, ze względu na zagrożenie lawinowe. W Domku prowadzone są zajęcia edukacyjne dla turystów indywidualnych, a także grup zorganizowanych. Ośrodek zaprasza także na projekcje filmów o Karkonoszach oraz prelekcje multimedialne. My jednak nie zatrzymujemy się i szybko dochodzimy do Samotni, akurat w momencie gdy wśród szarych chmur pojawiają się pierwsze przebitki czystego nieba.

Minęliśmy Strzechę Akademicką
Przed schroniskiem "atakuje" mnie owczarek jakiejś dziewczyny. Na szczęście jest jeszcze młody i chce się tylko bawić, ale ... czy w Karkonoskim Parku Narodowym nie ma, wzorem Tatrzańskiego, zakazu wprowadzania zwierząt? Nawet jeśli nie to powinien być przynajmniej na smyczy. Mnie pies nie bardzo przeszkadzał, ale wyobrażam sobie, że ktoś mógłby się przestraszyć.
Śnieżka coraz bliżej

Samotnia jest perełką Karkonoskich schronisk. Leży w malowniczym otoczeniu Kotła Małego Stawu, na wysokości pasma kosodrzewiny i samo w sobie, ze swoją drewnianą konstrukcją, jest po prostu bardzo urokliwe.
Patronem schroniska jest Waldemar Siemaszko, ratownik GOPR, przewodnik sudecki, lawinoznawca, absolwent Instytutu Lawinowego w Davos oraz wieloletni gospodarz Samotni. Zginął tragicznie w wypadku samochodowym w okolicach Świątyni Wang.

W tle szlak na Kopę
Z Samotni wychodzimy ok. godziny 10 i po kolejnych 10 minutach dochodzimy do Strzechy Akademickiej. Pomni wydarzeń ze stycznia tego roku, przyspieszamy kroku ;-). Mijamy parkę, która właśnie wyszła ze Strzechy, mając na nogach raki. Dla tych, którzy zastanawiają się nad tym, uważam, że raki to przesada, przynajmniej na tym odcinku. Po śniegu swobodnie idzie się w butach z dobrą podeszwą. Nad rakami zastanawialiśmy się w momencie schodzenia zakosami ze Śnieżki i to właściwie jedyny fragment tej trasy, gdzie raki lub raczki, mają rację bytu, szczególnie przy schodzeniu.


Równina pod Śnieżką
Gdy dochodzimy do Spalonej Strażnicy, rozdroża szlaków czerwonego z niebieskim, pogoda robi się rewelacyjna. Jest mroźno, ale chmury ustąpiły i widoczność jest doskonała. Wokoło prawdziwie księżycowy krajobraz. Rozległy, płaski, jednolicie biały teren. Przysypane zwiewanym śniegiem drzewa, krzaki i paliki, potęgują niesamowite wrażenie. Właśnie - paliki. Kapitalny pomysł na KPN-u. W zimie choćby napadało 1,5 metra śniegu, nie powinno być problemów z odnalezieniem szlaku. Małym minusem jest, że tyczki bardzo pchają się na zdjęcia.
Miejscami śnieg jest kopny

W tej okolicy idzie się miejscami nieco ciężej, ponieważ w niektórych miejscach śnieg jest dosyć kopny. Ale wszystko rekompensują widoki, po chwili marszu, w oddali pokazuje się Śnieżka.

Dom Śląski
Przed godziną 12 dochodzimy do Domu Śląskiego, gdzie odpoczywamy, zjadamy coś gorącego, a ponieważ zaczyna się ochładzać, postanawiamy wyciągnąć z plecaków puchówki. Okazało się to bardzo dobrym pomysłem, bo o ile na odcinku Strażnica - Dom Śląski solidnie zmarzliśmy od wiatru, tak w drodze na Śnieżkę, w ogóle nie czułem chłodu, było mi bardzo ciepło, mimo zdecydowanie mocniejszego wiatru.

Na szczycie
Widok na czeską stronę
Na podejściu pod Śnieżkę jest już sporo ludzi. Większość wjeżdża wyciągiem na Kopę, tych zresztą łatwo rozpoznać: adidaski na płaskiej podeszwie, dresy, płaszcze. A że szczyt blisko, to wejdziemy sobie na górę. Oczywiście da się na Śnieżkę wejść i tak, to nie są Rysy, ale mimo wszystko gór lepiej nie lekceważyć. A już głupotą jest dla mnie sytuacja, gdy młodzieniec w dresie, ciągnie na górę swoją damę w kozaczkach, mimo, że "ślisko i zimno". No i przecież idziemy zakosami oczywiście, bo droga okrężna jest dla frajerów. Na górę weszli, ale raz, że zaliczyli kilka wywrotek, mimo trzymania się łańcuchów, dwa że od ich trzymania, palce w cienkich rękawiczkach muszą piec, oj muszą. 

Schodząc Zakosami
Miejscami mocno ślisko
Droga, przez dużą ilość ludzi nią idących, jest mocno wyślizgana i nogi uciekają. Mijało mnie dwóch chłopaków w z założonymi rakami - szli zdecydowanie szybciej i pewniej. Kijki też są mocno pomocne i kroki stawia się zdecydowanie pewniej. Przed samym szczytem wiatr się zdecydowanie wzmaga, ale po chwili stajemy na wierzchołku. Najstarsze udokumentowane informacje o zdobyciu szczytu pochodzą z 1456 roku. Wskazują one, że pierwszym zdobywcą był czeski mieszczanin z Benatek nad Jizerou. Ale on uczynił to latem. Ja zostaję oficjalnie 10509125-tym zimowym zdobywcą Śnieżki.

Jeszcze trochę w dół
Na szczycie, bardzo charakterystycznie dla Śnieżki, wieje huraganowy wiatr o prędkości 80m/s, dlatego szybko chowamy się w ciepłym wnętrzu schroniska restauracji. Przed wojną na Śnieżce po polskiej stronie znajdowało się schronisko, jednak po wojnie ze względu na budowę nowego Obserwatorium zostało rozebrane. W nowym obiekcie nie przewidywano możliwości nocowania turystów. Schronisko po stronie Czeskiej funkcjonowało jeszcze przez kilkanaście lat. 

Wracamy tą samą trasą
Jednak powoli popadało ono w ruinę i ostatecznie zostało rozebrane w 2004 roku. Od tego czasu nie ma żadnego obiektu noclegowego na Śnieżce. Dziś w obiekcie istnieje zakaz spożywania własnego jedzenia oraz napojów, ceny produktów mają dwukrotną przebitkę w stosunku do cen z Karpacza, a toaleta kosztuje 3 zł. Najlepiej charakter miejsca oddają dwie zasłyszane przy wejściu rozmowy z udziałem pana z obsługi (toalety).
Przy Spalonej Strażnicy

Podchodzi niemieckie dziecko chcące skorzystać z toalety, pan je zatrzymuje:
-Bezahlen.
Chłopczyk wraca po chwili z monetą 2-złotową
-Ale drei zlotych! Drei.
I druga scenka:
Podchodzi pani w średnim wieku:
-mogłabym wejść? tylko spodnie poprawię, nie będę korzystać
-nie mogę, są kamery i będę miał interwencję, że panią 
 wpuściłem
Babka rzuca wściekłe sporzenie i płaci, po chwili wychodzi:
-jak tak pilnujecie kasy, to patrzcie, zeby papier był, bo w dwóch kabinach na trzy nie ma papieru!!
Wiatr rzeźbi w śniegu
W tym jakże przyjemnym miejscu spędzamy więc, tylko tyle czasu, żeby wypić herbatę i wychodzimy na zewnątrz, zrobić kilka zdjęć.

Działalność wiatru
Ponieważ temperatura na szczycie wynosi -17.6°C, a odczuwalna -28.1°C, zdjęcie rękawiczki, w celu wyciągnięcia telefonu, nie jest dobrym pomysłem. Mimo szybkiego założenia jej z powrotem, czuję, że palce mi odpadają, wracamy więc jeszcze na chwilę ogrzać się do restauracji, po czym zaczynamy schodzić. Wiele osób w dół wybiera okrężną Drogę Jubileuszową, ale zakosami też można było spokojnie zejść.

Do Karpacza postanawiamy wrócić tą samą drogą, którą weszliśmy. Schodząc robimy jeszcze kilka zdjęć przy chylącym się ku zachodowi słońcu.

Łącznie wycieczka trwała ok. 8 godzin, na trasie o długości 21 km i przewyższeniu 996 metrów.Do samochodu w Karpaczu dochodzimy już w ciemnościach i ruszamy w drogę powrotną do Wrocławia. Ponieważ jest niedzielny wieczór, po długim weekendzie, ruch jest zdecydowanie większy niż rano i tempo nie jest zachwycające. Przy okazji, znajduję wiele ciepłych słów dla kierowców na polskich drogach... Szczególnie w pamięci zapadł mi jeden delikwent(ka?), który będąc ok. 1 km za mną włączył długie, jechał tak chwilę nie zważając na mijające nas z naprzeciwka inne auta. Następnie siadł mi na zderzaku i przez następne dziesięć minut wesoło świecił po lusterkach. Na dawane mu znaki nie reagował. Ja mogłem przynajmniej złożyć lusterko wsteczne i tak bardzo mi nie przeszkadzał. Mijający nas przeciwległym pasem, takiej szansy nie mieli. Po tych kilkunastu minutach książę (księżniczka?), w końcu zorientował się, że 10 km wcześniej zapomniał wyłączyć długie, zrobił to, po czym, jak gdyby lekko zawstydzony, ze spuszczoną głową, trzymał się 100 metrów za mną.

28 grudnia 2014 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz