Pierwszy
(w okolicach Świąt Bożego Narodzenia!) tej zimy w Polsce śnieg,
postanowił ominąć Wrocław, dlatego w jego poszukiwaniu
postanowiliśmy wybrać się na jednodniowy wypad w Karkonosze.
Wybieramy ambitną trasę o długości ponad 20 km.Wystartować
chcemy z Białego Jaru, przez Sowią Przełęcz, Czarną Kopę, wejść
na Śnieżkę. Następnie zejść szlakiem schronisk: Dom Śląski,
Strzecha Akademicka, Samotnia oraz przez Polanę w Karkonoszach z
powrotem do Białego Jaru. Trasa ta ostatecznie uległa skróceniu o
połowę, ale jak powiedziałby pan Bogusław Wołoszański - nie
uprzedzajmy faktów.
W
sobotę wieczorem pakujemy do plecaków cały ekwipunek i do łóżek
... Po 5 minutach alarm budzika wyrywa ze snu, oznajmiając godzinę
4 rano. Szybkie przestawienie go o 30 minut i łapiemy jeszcze pół
godziny snu. O 4.30 na dobre wstajemy, pakujemy termosy z herbatą,
kanapki, czekoladę i wsiadamy do auta. Trasa Wrocław - Karpacz jest
o tej porze szybka, łatwa i przyjemna. Około godziny 7 meldujemy
się na parkingu przy Białym Jarze. Wbrew prognozie pogody, zaczyna
padać mokry śnieg, chwilę siedzimy w aucie zastanawiając się nad
wyborem drogi. Ostatecznie odpuszczamy trasę przez Sowią Przełęcz,
przewidując, że szlak może nie być przetarty. Dlatego
postanawiamy wyjść przez Polanę w Karkonoszach, a na górze
zastanowić się nad trasą zejścia.
Ruszamy
zielonym szlakiem, w górę chodnikami Karpacza, a po 20 minutach
wchodzimy w las na Rozdrożu Łomnickim. Następnie 40 minut
wędrujemy malowniczym szlakiem wśród choinek do Polany w
Karkonoszach. Jak zwykle na początku przy podejściu łapie
zadyszka, ale po chwili organizm przyzwyczaja się i bardzo
przyjemnie maszeruje się wśród wirujących płatków śniegu.
Schrosnisko PTTK Samotnia |
Rozdroże szlaków |
Minęliśmy Strzechę Akademicką |
Przed
schroniskiem "atakuje" mnie owczarek jakiejś dziewczyny.
Na szczęście jest jeszcze młody i chce się tylko bawić, ale ...
czy w Karkonoskim Parku Narodowym nie ma, wzorem Tatrzańskiego,
zakazu wprowadzania zwierząt? Nawet jeśli nie to powinien być
przynajmniej na smyczy. Mnie pies nie bardzo przeszkadzał, ale
wyobrażam sobie, że ktoś mógłby się przestraszyć.
Śnieżka coraz bliżej |
Samotnia
jest perełką Karkonoskich schronisk. Leży w malowniczym otoczeniu
Kotła Małego Stawu, na wysokości pasma kosodrzewiny i samo w
sobie, ze swoją drewnianą konstrukcją, jest po prostu bardzo
urokliwe.
W tle szlak na Kopę |
Z
Samotni wychodzimy ok. godziny 10 i po kolejnych 10 minutach
dochodzimy do Strzechy Akademickiej. Pomni wydarzeń ze stycznia tego
roku, przyspieszamy kroku ;-). Mijamy parkę, która właśnie wyszła
ze Strzechy, mając na nogach raki. Dla tych, którzy zastanawiają
się nad tym, uważam, że raki to przesada, przynajmniej na tym
odcinku. Po śniegu swobodnie idzie się w butach z dobrą podeszwą.
Nad rakami zastanawialiśmy się w momencie schodzenia zakosami ze
Śnieżki i to właściwie jedyny fragment tej trasy, gdzie raki lub
raczki, mają rację bytu, szczególnie przy schodzeniu.
Równina pod Śnieżką |
Miejscami śnieg jest kopny |
W
tej okolicy idzie się miejscami nieco ciężej, ponieważ w
niektórych miejscach śnieg jest dosyć kopny. Ale wszystko
rekompensują widoki, po chwili marszu, w oddali pokazuje się
Śnieżka.
Dom Śląski |
Na szczycie |
Widok na czeską stronę |
Na
podejściu pod Śnieżkę jest już sporo ludzi. Większość wjeżdża
wyciągiem na Kopę, tych zresztą łatwo rozpoznać: adidaski na
płaskiej podeszwie, dresy, płaszcze. A że szczyt blisko, to
wejdziemy sobie na górę. Oczywiście da się na Śnieżkę wejść
i tak, to nie są Rysy, ale mimo wszystko gór lepiej nie lekceważyć.
A już głupotą jest dla mnie sytuacja, gdy młodzieniec w dresie,
ciągnie na górę swoją damę w kozaczkach, mimo, że "ślisko
i zimno". No i przecież idziemy zakosami oczywiście, bo droga
okrężna jest dla frajerów. Na górę weszli, ale raz, że
zaliczyli kilka wywrotek, mimo trzymania się łańcuchów, dwa że
od ich trzymania, palce w cienkich rękawiczkach muszą piec, oj
muszą.
Schodząc Zakosami |
Miejscami mocno ślisko |
Droga,
przez dużą ilość ludzi nią idących, jest mocno wyślizgana i
nogi uciekają. Mijało mnie dwóch chłopaków w z założonymi
rakami - szli zdecydowanie szybciej i pewniej. Kijki też są mocno
pomocne i kroki stawia się zdecydowanie pewniej. Przed samym
szczytem wiatr się zdecydowanie wzmaga, ale po chwili stajemy na
wierzchołku. Najstarsze udokumentowane informacje o zdobyciu szczytu
pochodzą z 1456 roku. Wskazują one, że pierwszym zdobywcą był
czeski mieszczanin z Benatek nad Jizerou. Ale on uczynił to latem.
Ja zostaję oficjalnie 10509125-tym zimowym zdobywcą Śnieżki.
Jeszcze trochę w dół |
Na
szczycie, bardzo charakterystycznie dla Śnieżki, wieje huraganowy
wiatr o prędkości 80m/s, dlatego szybko chowamy się w ciepłym
wnętrzu schroniska restauracji. Przed wojną na Śnieżce po
polskiej stronie znajdowało się schronisko, jednak po wojnie ze
względu na budowę nowego Obserwatorium zostało rozebrane. W nowym
obiekcie nie przewidywano możliwości nocowania turystów.
Schronisko po stronie Czeskiej funkcjonowało jeszcze przez
kilkanaście lat.
Wracamy tą samą trasą |
Jednak powoli popadało ono w ruinę i ostatecznie
zostało rozebrane w 2004 roku. Od tego czasu nie ma żadnego obiektu
noclegowego na Śnieżce. Dziś w obiekcie istnieje zakaz spożywania
własnego jedzenia oraz napojów, ceny produktów mają dwukrotną
przebitkę w stosunku do cen z Karpacza, a toaleta kosztuje 3 zł.
Najlepiej charakter miejsca oddają dwie zasłyszane przy wejściu
rozmowy z udziałem pana z obsługi (toalety).
Przy
Spalonej Strażnicy
Podchodzi
niemieckie dziecko chcące skorzystać z toalety, pan je zatrzymuje:
-Bezahlen.
Chłopczyk
wraca po chwili z monetą 2-złotową
-Ale
drei zlotych! Drei.
I
druga scenka:
Podchodzi
pani w średnim wieku:
-mogłabym
wejść? tylko spodnie poprawię, nie będę korzystać
-nie
mogę, są kamery i będę miał interwencję, że panią
wpuściłem
Babka
rzuca wściekłe sporzenie i płaci, po chwili wychodzi:
-jak
tak pilnujecie kasy, to patrzcie, zeby papier był, bo w dwóch
kabinach na trzy nie ma papieru!!
Wiatr rzeźbi w śniegu |
W
tym jakże przyjemnym miejscu spędzamy więc, tylko tyle czasu, żeby
wypić herbatę i wychodzimy na zewnątrz, zrobić kilka zdjęć.
Działalność wiatru |
Ponieważ
temperatura na szczycie wynosi -17.6°C, a odczuwalna -28.1°C,
zdjęcie rękawiczki, w celu wyciągnięcia telefonu, nie jest dobrym
pomysłem. Mimo szybkiego założenia jej z powrotem, czuję, że
palce mi odpadają, wracamy więc jeszcze na chwilę ogrzać się do
restauracji, po czym zaczynamy schodzić. Wiele osób w dół wybiera
okrężną Drogę Jubileuszową, ale zakosami też można było
spokojnie zejść.
Do
Karpacza postanawiamy wrócić tą samą drogą, którą weszliśmy.
Schodząc robimy jeszcze kilka zdjęć przy chylącym się ku
zachodowi słońcu.
Łącznie
wycieczka trwała ok. 8 godzin, na trasie o długości 21 km i
przewyższeniu 996 metrów.Do samochodu w Karpaczu dochodzimy już w
ciemnościach i ruszamy w drogę powrotną do Wrocławia. Ponieważ
jest niedzielny wieczór, po długim weekendzie, ruch jest
zdecydowanie większy niż rano i tempo nie jest zachwycające. Przy
okazji, znajduję wiele ciepłych słów dla kierowców na polskich
drogach... Szczególnie w pamięci zapadł mi jeden delikwent(ka?),
który będąc ok. 1 km za mną włączył długie, jechał tak
chwilę nie zważając na mijające nas z naprzeciwka inne auta.
Następnie siadł mi na zderzaku i przez następne dziesięć minut
wesoło świecił po lusterkach. Na dawane mu znaki nie reagował. Ja
mogłem przynajmniej złożyć lusterko wsteczne i tak bardzo mi nie
przeszkadzał. Mijający nas przeciwległym pasem, takiej szansy nie
mieli. Po tych kilkunastu minutach książę (księżniczka?), w
końcu zorientował się, że 10 km wcześniej zapomniał wyłączyć
długie, zrobił to, po czym, jak gdyby lekko zawstydzony, ze
spuszczoną głową, trzymał się 100 metrów za mną.
28 grudnia 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz